Niedokończone Mazowsze
Tak naprawdę nic się nie zmieniło od ostatniego mojego wpisu. Zdjęć nadal nie odzyskałam tak samo jak nigdzie nie wyruszyliśmy. Każda złotówka odkładana jest do puszki z napisem "Wyjazd". Ale za każdym razem gdy zasiadam do komputera odczuwam emocjonalne drapanie w sobie, które drażni, nie pozwala się skupić na tym co robię lub robić zamierzam. To ten blog. I ta pustka, która z niego zionie. I ta moja ciągła prokrastynacja i tym większe tłumaczenie w głowie: nie mam co napisać; nie mam czasu; to nie wypada a tamto niedokończone...
Wyrzuty sumienia gonią mnie w te i wewte; Laptop straszy; słowa rodziców ciągle słyszane: "jak już coś zaczęłaś to to skończ!". I dużo w tym racji. We wszystkim.
Mam kilka miejsc, o których napisać chciałam już w chwili powstania tego bloga ale każde z nich jest NIEDOKOŃCZONE. Czas kiedy tam byliśmy nie ten, bo na zdjęciach tak szaro; burza, która akurat wtedy nas dopadła i przegoniła; albo za mało zdjęć, za mało informacji... Wszystko pourywane, nie takie jakbym chciała. A ja wewnętrznie chcę zawsze idealności, choć taka przecież nie istnieje.
Dlatego...
Poszarpane Mazowsze w odsłonie I
SOWIA GÓRA
Miejsce przepiękne, choć właśnie jedno z tych, które ze zdjęć emanuje szarością skończonej zimy i nie rozkwitniętej jeszcze wiosny. Cały czas miałam w głowie wrócić tam gdy zieleń obrośnie każdy skrawek ziemi; gdy kwiaty rozkwitną swym pięknem i zapachem - ale nie wyszło.
Przedstawiam Wam zatem taką Sowią Górą jaką mam. Byliśmy tam dokładnie 8 kwietnia ubiegłego roku. Było ciepło, ale nadal z zimowym krajobrazem. Wszelkie znalezione w Internecie informacje głosiły, że rozciągał się z niej wspaniały widok na dolinę rzeki Liwiec i - nie myliły się. Widok był niesamowity a wyobraźnia, która ubrała to miejsca w wiosenne piękno nadała temu miejscu jeszcze większego bogactwa.
Niewielkie wzniesienie z którego to właśnie można podziwiać to co schowane na dole. Piękne zakola rzeki, łąki a w oddali wiatraki. Już wtedy śpiew ptaków, śmiech dzieci. Dla ludzi widocznie to miejsce dobrze znane, bo cały czas ktoś nowy przyjeżdżał z bagażnikiem a w nim koszem z jedzeniem, leżakami, grillem. A mimo to nie tworzyła się magia tłumu. Każdy miał dla siebie ten swój skrawek ziemi i nieba.
Na wzniesieniu stoły, ławki pod dachem. Parking co prawda niewielki ale zawsze. Informacje porozstawiane na około. Niby takie małe miejsce, niewielkie wzniesienie a ma w sobie tyle piękna i możliwości.
Jak dojechać:
Z Warszawy albo drogą krajową 637 (przez Sulejówek) na miejscowość Liw ( w której znajduje się zamek) lub krajową 2 i za Kałuszynem w lewo na krajową 697 również na miejscowość Liw. W tejże miejscowości (Liw) za mostem trzeba skręcić w prawo (jest znak: Sowia Góra, punkt widokowy 5 km) i cały czas prosto. Za miejscowością Jarnice po prawej stronie ujrzycie spokojnie wzniesienie i kolejny znak, że to właśnie tu.
Zamek w Liwie
(w rozbudowie)
R.
Byłam kiedyś nad Liwcem i w zamku Liw. Liwiec płynął sobie leniwie a zamek malutki, kameralny ale uroczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Mnie Liwiec zachwycił. Na zamku nie byliśmy, nie wpuszczali akurat wtedy, bo jakiś remont był, zresztą nie jestem fanką zwiedzania zamków, więc w moim odczuciu wiele nie straciłam :)
UsuńPozdrawiam.
Dobrze, że jesteś, martwiłam się... Nie przejmuj się niedoskonałością zdjęć i wpisów, ważne żebyś z nami była. Tak na poważnie to ja cię rozumiem. Nas uczono, że wszystko ma być ładne, dopracowane, staranne, bez błędów. I to nam we krwi zostało. Tyle że teraz mało kto to docenia. Prawda? Liczy się się tempo, kto pierwszy, ten lepszy. A że z błedami? Drobiazg! Powoli uczę się sobie odpuszczać.
OdpowiedzUsuńMasz 100% rację, że teraz mało kto zważa na błędy czy na wygląd zdjęć. Niekiedy profile społecznościowe dawkują nam taką dawkę niedoskonałości, że zastanawiam się co teraz liczy się w życiu...
UsuńOj życie mi się rozpędziło. Czasami brakuje mi czasu odpocząć a co dopiero usiąść przed laptopem i blogami, nie tylko moim, bo na inne też mi brak czasu... Ale rozpędziło się w tę dobrą stronę, kiedy życie cieszy..
:)
Pięknie tam i chyba spokojnie. Gdy wszystko będziesz traktować z taką perfekcją, nie ruszysz z miejsca...
OdpowiedzUsuńOj tak, spokojnie tam... :)
UsuńNa spływ Liwcem i w okolice zamku Liw wybieram się od trzech, a może czterech lat. Dobrze, że napisałaś o tej gorze, będę miał dodatkową motywację :-)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńUwielbiam takie przestrzenie... zdecydowanie do zobaczenia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Odwzajemniam pozdrowienia i lubość do przestrzeni :)
UsuńJa też mam czasem wyrzuty sumienia, gdy zbyt rzadko piszę na blogu.
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony każdy może robić ze swoim blogiem to, co chce i kiedy chce. A wierni czytelnicy zawsze zaczekają.
Jeśli chodzi o podróże, to na razie tylko o nich czytam, marzę i zazdroszczę podróżnikom. Na razie jestem na etapie żłobka i ciągłych chorób dziecięcych, ale może w najbliższych latach w końcu będę mógł zwiedzać przynajmniej województwo, a później Polskę.
Fajne zdjęcia :)
Hej Max. Wszystko ma swój czas i najważniejsze aby umieć w tym czasie żyć i cieszyć się tym co właśnie się dzieje, mimo, że niekiedy chcielibyśmy znaleźć się gdzieś indziej. Bo życie tak szybko ucieka i za chwilę będziemy jako rodzice tęsknić do tych żłobkowych chwil :) A na podróże zawsze jest czas :) Pozdrawiam Ciebie i Twoich Najbliższych :)
Usuń